Dziadek Leszek Wam wszystko opowie…
Kolejna rocznica awarii w Czarnobylu to okazja do przypomnienia pewnej mało znanej inicjatywy związanej z tą awarią. Jest mi ona bliska, bo ją wymyśliłem. To znaczy: wymyśliłem gigantyczny protest i nową gałąź działań dla opozycji (tak to widziałem) a zostały z tego trzy pożółkłe karteczki. No, najczęściej tak bywa. Ostatnio te karteczki znalazłem po latach.
Otóż kilka dni po katastrofie czarnobylskiej, kiedy przygotowywałem się do matury, łykając porcję płynu Lugola wpadłem na genialny (tak mi się wydawało) pomysł. Solidarność, tak myślałem, powinna zacząć zbierać podpisy pod apelem do władz o wycofanie się z budowy elektrowni w Żarnowcu. Marzyła mi się olbrzymia akcja, petycje pod kościołami, miliony podpisów, nowa mobilizacja całej opozycji… Oczywiście nie byłem tak naiwny, żeby sądzić że komuniści się przestraszą czy ugną. Nie w tym rzecz. Chodziło przede wszystkim o to, żeby działać na nowym polu. Zmobilizować tych, co od tzw. polityki woleli się trzymać z dala, ale już sprawy zdrowia, bezpieczeństwa traktowali inaczej.
Najpierw podzieliłem się tym pomysłem z Tomkiem Rozwadowskim z mat-fiz (chodziliśmy razem do I LO w Gdańsku – ja do humany). Tomkowi się spodobało, choć może nie aż tak jak mi, bo był bardziej zaangażowany w maturę. Nie za bardzo wiedzieliśmy co dalej, bo nasza organizacja, w której wcześniej się udzielaliśmy, wokół pisma „Jedynka”, już dawno stała się legendą. Od kiedy odeszli ze szkoły Piotr Sernicki i Paweł Adamowicz (starsi o dwa lata) i Sławomir Berbeć (był rok wyżej) nie było już napędu ani też kontaktów, żeby coś zorganizować.

Ostatnia strona listu gdańskich naukowców do Zbigniewa Messnera z pytaniami na temat bezpieczeństwa budowanej EJ Żarnowiec
Postanowiliśmy pójść z tym pomysłem do księdza Jankowskiego, z którym mieliśmy wcześniej trochę kontaktów. Ksiądz nas wysłuchał, dyskretnie dłubiąc w zębach (było akurat po obiedzie). I kazał czekać. Nasłuchiwałem Wolnej Europy przez kolejne dni, marnie koncentrując się na nauce, a tu nic. I tak to trwało aż do końca maja, kiedy z naszego pomysłu na zebranie milionów podpisów został list do ówczesnego premiera Zbigniewa Messnera podpisany przez grono gdańskich naukowców. Grono było bardzo szacowne, kompetentne i zasłużone. Nazwiska bardzo znane, ale nam chodziło o coś zupełnie innego. Zawód był straszny. Ech, inicjatywa zmarnowana. Musiałem czekać do strajków w 1988 roku, żeby jako tako odbudować wiarę w Jankowera (jak się ks. Jankowskiego czasem nazywało).
Dopiero Ruch Wolność i Pokój wziął się porządnie za Żarnowiec i walcząc przeciwko tej elektrowni solidnie napsuł krwi Jaruzelskiemu. I ja tam też byłem 🙂
Ps.
Ale teraz komuny już nie ma. I jeśli chodzi o budowę elektrowni w Żarnowcu to jestem „za”.