O Folegandros czytaliśmy, że jest jedną z najmniej odwiedzanych wysp w archipelagu Cykladów. Dla nas była to dobra rekomendacja i postanowiliśmy ją zobaczyć.
Okazało się być to prawdą, ale tylko częściowo. Rzeczywiście, walizkowców było tam jak na lekarstwo, ale za to plecakowców multum. Najbardziej zatłoczony camping był właśnie na Folegandros. Żółty, rozpadający się ford transit musiał bodaj cztery razy obracać, żeby nas dowieźć na miejsce. Livadi, bo tak się ten camping nazywa jest miejscem raczej spartańskim ale za to tanim i dość przyjemnym. Załoga się nawet postarała i wywiesiła polską flagę co nas troszkę ujęło mimo, że zrobili to odwrotnie.
Folegandros będziemy wspominać jako niesamowicie wietrzne miejsce. Trzeciego dnia, gdy chcieliśmy ruszyć z niej na Santoryn, okazało się że wiatr uniemożliwia kursowanie mniejszych promów. Musieliśmy do wieczora czekać na inny i oczywiście zmienić plany.
Wyspa jest raczej z tych skalistych i spalonych słońcem. Roślinności jeszcze mniej tam niż na innych. To
sprawia, że jest kłopot ze słodką wodą. Przekonaliśmy się o tym przygotowując sobie kawę w kuchni na campingu i używając do tego wody z kranu. Ten ohydny słono – gorzki smak mam do dziś w ustach. Z prysznicem też nie było najlepiej.
Sercem wysp jest miejscowość Folegandros położona jakieś dwa kilometry od portu. Miejsce przepiękne, labirynt uliczek, przejść pomiędzy i pod domami. Ocieniony plac przed cerkwią z kilkoma knajpkami. Zabudowa dochodzi do niesamowitej przepaści, z której rozciąga się szeroki widok na morze. Kiedyś pewnie spoglądano czy nie pojawia się w okolicy piraci. Teraz, jak w całej pięknej Grecji taka przepaść jest idealnym miejscem by wrzucić w nią starą lodówkę albo wysiedziany tapczan. Nad miasteczkiem góruje bialuśka cerkiew, położona na stromym wzgórzu. Wdrapaliśmy się schodami prowadzącymi do tego kościółka.
Wracając piechotą do portu (skąd już tylko kilkaset metrów do campingu) dostaliśmy się w niesamowitą dyszę wiatrową. Słowo honoru, że musieliśmy się w pewnym momencie złapać znaku drogowego. Tak wiało!
Z Folegandros, promem Dimitroula popłynęliśmy na Ios.